Ferraty a wspinaczka

Po szale zdobywania koron gór: czy to Korony Gór Polski, Korony Sudetów czy najwyższych szczytów określonych pasm górskich, przyszła kolej na większe wyzwania. Najwyraźniej ludzie potrzebują adrenaliny, podniety albo po prostu sposobu na nudę. Zapewne też nie mały wpływ na to mają media społecznościowe – zarówno co do pobudzania potrzeb jak i możliwości pochwalenia się osiągnięciami. W ten sposób osoby, które – gdyby nie sieć – w ogóle nie wiedziałyby co to ferraty, zaczynają się wspinać.

Jaka jest zatem różnica pomiędzy wspinaczką a ferratami? Otóż wspinaczka wymaga użycia liny i pomocy osoby asekurującej, bez względu na to czy wspinacie się na sztucznej ściance, czy w plenerze.

Na ferratach ta pomoc nie jest potrzebna, gdyż lina (stalowa) oraz klamry do postawienia nogi czy też złapania się ręką i podciągnięcia, są tam założone na stałe. Właśnie samo określenie „via ferrata” pochodzi z języka włoskiego i oznacza „żelazną drogę”. 

Zatem, mimo iż sprzęt jest podobny – zarówno w jednym przypadku, jak i drugim, należy mieć kask chroniący przed spadającymi kamykami, ale i ewentualnymi uderzeniami. Należy mieć także lążę, linki asekuracyjne, rękawiczki, chroniące ręce przed urazami w wyniku trzymania stalowej liny.

Jest jeszcze jedno podobieństwo – nie można mieć lęku wysokości. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku, ekspozycje są duże. W końcu wchodzi się po skałach, które czasem są pionowe, a czasem wręcz pochylone do przodu. Dlatego istotna jest też dobra kondycja – silne ręce, także wtedy, gdy trzeba utrzymać ciało bez pomocy nóg, silne mięśnie nóg oraz brzucha.

A jak tam moi Czytelnicy? Lubicie, planujecie spróbować czy to atrakcja nie dla Was? A jeśli jeździcie to gdzie. Ferrat niestety w Polsce nie ma. Są m. in. u naszych sąsiadów – Słowaków, Czechów i Niemców.

Plany na święta nie przy stole

Wychodzi na to, że w tym roku powtórzy się utarty już scenariusz świąteczny, czyli Boże Narodzenie po wodzie, Wielkanoc po lodzie… Liczyłem na przełamanie złej passy i ciepełko. Marzyła mi się rodzinna wycieczka w poniedziałek, żeby całych świąt nie spędzać przy stole.

Prognozy nie są jednak dobre, ale… Ale to jednak tylko prognozy. Może akurat zdarzy się świąteczny cud i uda się gdzieś wyjść czy wyjechać. Chcę przygotować się na taką możliwość i posiedzieć trochę jutro nad mapą, opracowując kilka tras ciekawych wycieczek o różnej długości, w zależności od pogody. Mam nadzieję, że uda się którąkolwiek zrealizować. Byłby to wyjątkowy niefart, gdyby nie dało się wyjść z domu.

Wstępnie rozważam Wąwóz Myśliborski i okolicę, Książański Park Krajobrazowy z Przełomami Pełcznicy, Srebrną Górę, Kamieniec Ząbkowicki albo Lądek Zdrój. Żona pewnie chętnie pojechałaby w Góry Stołowe, które bardzo jej się podobają, ale w święta i w czasie majówki to jedno z najbardziej obleganych miejsc. Nie tylko trudno tam dojechać (przez korki) i zaparkować, ale także trzeba swoje odstać w kolejce po bilety.

Kościół pokoju w Jaworze

O tym chyba jeszcze nie pisałem… Będzie kościelnie, bo tak. Dla jednych niech to będzie dlatego, że mamy okres świąteczny, dla innych dlatego, że to wyjątkowy zabytek. Wszystkich niech uspokoi fakt, że nie chodzi o kościół katolicki.

Opowiem Wam bajkę. Dawno, dawno temu wybuchła wojna 30-letnia i dawno, dawno temu się zakończyła. Ponieważ oficjalną kością niezgody nie były ambicje władców lecz religia, zatem postanowienia dotyczące religii także znalazły się na liście ustaleń pokojowych. Jednym z nich było wybudowanie protestanckich kościołów na terenie katolickiego państwa, czyli Austrii. Mimo wielu ograniczeń co do architektury kościołów i terminu budowy, które miały na celu ich niewybudowanie, udało się zbudować trzy: w Jaworze, Świdnicy i Głogowie. Na pamiątkę „okazji” przy jakiej zostały zbudowane, nazwano je kościołami pokoju.

Do naszych czasów dotrwały dwa z nich: w Świdnicy i Jaworze. Kościół w Głogowie spłonął, w czym mu pomógł budulec kościoła, czyli drewno. Wszystkie kościoły pokoju zostały bowiem wybudowane w całości z drewna, bez użycia nawet metalowych gwoździ. W środku są wspaniale zdobione i bardzo „pojemne”. Możecie sobie oglądać ich zdjęcia, a i tak niewiele Wam to da. To tak jak z górami: nie da się oddać ich wielkości i przestrzeni na fotce. Tam trzeba po prostu być. Usiąść na ławce i dać się wciągnąć XVII-wiecznemu malarstwu 🙂

Oba kościoły pokoju zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, na której wcale tak dużo zabytków nie mamy. Na Dolnym Śląsku są to raptem trzy. Z tego też względu warto obejrzeć tę perełkę 🙂

Dla przyciągnięcia uwagi, dołączam fotę jaworskiego kościoła

 

Jeżdżąc do pracy na rowerze

Odkąd pogoda na to pozwala, jeżdżę do pracy na rowerze. Ma to ten plus, że odczuwalnie moja kondycja się poprawiła. Spadło także spalanie benzyny w aucie – zostało ograniczone do innych wyjazdów, ewentualnie do deszczowych dni, a przy tych cenach paliwa to spora oszczędność. Spadł też mój poziom frustracji, która potrafi być wielka, gdyż w okolicy jest tyle remontów dróg, że już nawet nie ma sensu liczyć tych odcinków. Zresztą jest też remontowana główna droga, do której boczne wcześniej czy później się zjeżdżają, więc którędy by się nie pojechało i tak w końcu utknie się w korku.

O ile kierowcy narzekają na rowerzystów, o tyle jako rowerzysta mogę teraz z uzasadnieniem ponarzekać na kierowców. Często „przygody” z nimi zaczynają się już przy wyjeździe z osiedla, ponieważ tak skutecznie zastawiają wszystkie chodniki, że nie da się z niego wydostać. Nie ustępowanie pierwszeństwa rowerzystom na ścieżce to też dość częste zjawisko, a nawet wyprzedzanie pojazdów, gdy z naprzeciwka jedzie rowerzysta, który się w ten sposób nie mieści na szosie. Odległość w czasie wyprzedzania i szybkość to już w ogóle osobna bajka. Nie jest dobrze, drodzy kierowcy.

Tym niemniej, dopóki się da, będę tak jeździł – nawiązując do tytułu bloga – tędy i tamtędy. Dołączyłem także do prężnie działającej grupy rowerowej, chociaż dopiero w najbliższy weekend pierwszy raz będę miał okazję wybrać się z nimi na przejażdżkę. Wcześniej wertowałem propozycje pod punktem moich możliwości kondycyjnych, ale i mojego roweru. W grupie jest wiele osób jeżdżących na szosówkach, którym nie mam szans dotrzymać tempa. Są też osoby robiące sobie krótkie, wolne przejażdżki, żeby tylko wyjść z domu i sobie z kimś pogadać. Z nimi też raczej się nie wybiorę. Znalazłem jednak także ludzi, którzy opracowują trasy na cały dzień w granicach 50-100 km, w tempie, które mi pasuje i to jest moja grupa docelowa, że tak powiem. A potwierdzę to po pierwszym wypadzie.

Nowe linie kolejowe

Kolej odkryła, że warto przywrócić stare linie kolejowe, zamknięte w latach 90. w czasie bumu na samochody, zmniejszonego zainteresowania koleją i turystyką po kraju oraz braku funduszy unijnych. Teraz, z dofinansowaniem, odnawiają zniszczone dworce kolejowe i perony i remontują, a właściwie kładą na nowo wiele linii kolejowych, tyle że po starym przebiegu. Zmieniają nasypy, podkłady, tory, sygnalizację, a więc niemal wszystko.

Jedna z takich linii ma przebiegać z Wrocławia przez Sobótkę, Świdnicę, Zagórze Śląskie do Jedliny Zdrój. Trasa bardzo piękna widokowo. Miała być otwarta z dwa lata temu (albo i dawniej), ale terminy wciąż są przesuwane. Niektórzy twierdzą, że aktualny termin jest następujący: wybierz sobie dowolny miesiąc dowolnego roku. Pytasz kolei: kiedy pojadą pociągi Odpowiedź: za 3 miesiące 🙂 Powiedzenie jest o tyle prawdziwe, że właśnie gdzieś od dwóch lat terminy są ciągle przesuwane o 3 miesiące…

Jednak kiedy już ruszy, mam wrażenie, że ciężko będzie się wcisnąć do pociągu, ale będę próbował 😉 Zainteresowanie na forach jest ogromne. Porównywalne chyba do trasy do Kowar, która także ma być na nowo otwierana.

A na koniec zabytkowa już fota, bo stare szlabany kolejowe zostały wymienione na sygnalizację świetlną. A szkoda, bo wyglądały pięknie.

Archikatedra wrocławska

Niedawno miałem okazję być w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. W związku z tym chciałbym tu napisać parę słów o tym wyjątkowym kościele. Oczywiście nie będę przepisywał Wikipedii. Jeśli interesuje Was wiedza encyklopedyczna odsyłam Was do lektury tej internetowej encyklopedii, albo do innych źródeł. Ja napiszę z mojego punktu widzenia i opierając się na własnej – pewnie niewielkiej – wiedzy.

Niestety katedra, którą widzimy nie jest tą sprzed tysiąca lat, pamiętającą czasy Chrobrego i ustanowienia biskupstwa we Wrocławiu w 1000 roku. Tamtej już dawno nie ma. Jednakże i tak jest wyjątkowa, bo to pierwsza gotycka świątynia na ziemiach polskich. Jest jednak pewne „ale”, a nawet dwa „ale” (nie mylić z „dwie Ale” 😉 ). Pierwsze to to, że katedra została w pewnym stopniu zbarokizowana. Drugie to to, że bardzo ucierpiała w czasie II wojny światowej (szacunki podają, że w około 70 procentach), więc to co widzimy to w znacznej mierze odbudowa.

Z powodu wojennych zniszczeń znaczna część wyposażenia nie jest oryginalna, w tym sensie, że przed wojną było inne. Dla przykładu ołtarz główny to pentaptyk przywieziony z kościoła z Lubina, stelle pochodzą z greckokatolickiej katedry św. Wincentego, a obraz Matki Bożej przyjechał z Międzylesia. To oczywiście nie jest pełna lista rzeczy przeniesionych do katedry z innych świątyń. Wojenne zniszczenia widać także na niewielkich witrażach – wnęki na witraże zostały w znacznej części zabudowane, zapewne aby wzmocnić bryłę kościoła. To daje katedrze mniej strzelisty wygląd.

Co więcej, obecny kształt wież katedry (z miedzianymi hełmami) został nadany całkiem niedawno, bo dopiero w 1991 r. Dla chętnych dodam, że w jednej z nich jest winda i galeryjka widokowa.

Katedra jest pięknie położona przy Odrze na Ostrowie Tumskim.

I jeszcze parę słów o „dobudówkach”. Do katedry przylega siedem kaplic, dobudowywanych w różnych latach. Od wschodu (za ołtarzem głównym) przylegają trzy: na środku gotycka Kaplica Mariacka, po jej lewej stronie barokowa Kaplica Św. Elżbiety – na planie koła, a po prawej stronie – także barokowa Kaplica Elektorska (inaczej: Bożego Ciała) na planie elipsy, co jest u nas niezwykłą rzadkością.

Ponadto mamy od północy: Kaplicę Św. Jana Chrzciciela oraz 3 kaplice przylegające do naw bocznych. Jedna z nich jest gotycka – Kaplica św. Kazimierza, a dwie barokowe: Kaplica Zbawiciela i Kaplica Zmartwychwstania.

Na zachętę dodaję kilka zdjęć katedry, która poza funkcjami sakralnymi, jest niewątpliwie wielką atrakcją turystyczną Wrocławia:

Archikatedra – widok z Bulwaru Dunikowskiego

Archikatedra we Wrocławiu od strony wschodniej

Ołtarz główny w Katedrze

Kaplica św. Elżbiety

Sklepienie w kaplicy św. Elżbiety

Kaplica Mariacka

Kaplica Elektorska – z Arką przymierza i rzeźbami dłuta Ferdinanda Maximiliana Brokoffa, który wykonał także rzeźby, które zdobią Most Karola w Pradze. Kaplica bardzo ciekawa także z uwagi na malarskie motywy ze Starego i Nowego Testamentu

Sklepienie Kaplicy Elektorskiej. Nota bene w tej kaplicy jest pochowana wnuczka Jana III Sobieskiego

Jak zarejestrować domenę internetową?

Z rozmów przeprowadzonych ze znajomymi wynika, że czasem ktoś chciałby mieć własną stronę internetową (żeby zaprezentować swoje hobby czy działalność, na której sobie dorabia), ale kompletnie nie wie, jak się do tego zabrać. Oczywiście idealnie by było, gdyby było jak najtaniej. Zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą – za darmo jest to co sobie sam zrobisz, więc jak sobie sam ściągniesz i zainstalujesz np. wordpressa to będzie za darmo. No, ale jakiś adres ta strona musi mieć – potrzebna więc będzie domena internetowa, którą trzeba kupić i strona też gdzieś musi „siedzieć” – potrzebny więc będzie także hosting. Temat jest obszerny, dlatego dziś chciałbym napisać kilka słów o tym jak zarejestrować domenę internetową.

Wierzcie lub nie, ale rejestracja domeny jest bardzo łatwa. Jeśli nie wierzycie, możecie sprawdzić i przekonać się o tym „na własnej skórze”.  Wystarczy wejść na stronę firmy rejestrującej domeny np. tej podlinkowanej. Później wpisać w okno wyszukiwarki, która znajduje się na tej stronie, wybraną nazwę domeny i sprawdzić czy jest wolna. Jeżeli jest wolna – należy założyć konto w Panelu Klienta i zarejestrować domenę dla siebie czy swojej firmy, a następnie opłacić domenę. Płatność za domenę należy uiścić z góry, domyślnie na rok. Oczywiście można ją przedłużyć na kolejne lata.

Jeśli wybrana domena jest już zajęta, powinny zostać zaproponowane inne nazwy domen, zbliżone do tej, o którą pytałeś. Mogą to być np. domeny o innych rozszerzeniach. Proste, prawda?

Bardzo istotne jest, aby nazwa domeny była w miarę prosta, żeby nie powodowała problemów z jej zapamiętaniem, czy wpisaniem. Nie powinna być także podobna do innych nazw, żeby osoby które Cię szukają nie trafiły na inną stronę.

I jeszcze kilka słów na temat rodzajów domen. Zapewne zauważyłeś, że domeny mają różną końcówkę, czyli rozszerzenie. Nie ma jakiegoś oficjalnego ich podziału, ale zwykle rozróżnia się:

  1. domeny polskie – z końcówką .pl
  2. domeny polskie regionalne – w których przed .pl występuje nazwa miasta lub regionu,
  3. domeny polskie funkcjonalne – w których przed .pl występuje dodatkowo np. .com, .info, .net,
  4. domeny europejskie – z rozszerzeniem .eu
  5. domeny zagraniczne narodowe – z końcówką właściwą dla danego kraju np. .it, .at, .de,
  6. domeny funkcjonalne, globalne – zakończone np. .com, .net bez odniesienia do konkretnego państwa,
  7. nowe domeny globalne – których końcówka wskazuje na branżę strony np. .bike, .tech.

W niektórych tych „odmianach” domen mamy jeszcze domeny IDN, które zawierają narodowe znaki diakrytyczne np. ą, ę, ź np. gałąź.pl – z jednej strony taka pisownia lepiej oddaje w tym wypadku polskie słowo. Z drugiej strony ludzie są już przyzwyczajeni do stosowania alfabetu angielskiego w nazwach domen i zapewne szukając jej będą wpisywać galaz.pl.

Oczywiście cena za każdą z tych domen jest inna.

Kolej Sowiogórska – Srebrnogórski Odcinek Zębaty

Na rozruszanie bloga w tym roku wrzucam temat dawnej Kolei Sowiogórskiej, Srebrnogórskiego Odcinka Zębatego, nazywanego ongiś Sową. Kolej została wybudowana w pierwszych latach XX wieku. Dziś torowiska już nie ma, zostało rozebrane. Na szczęście pozostała sama trasa – jako pieszo rowerowa, poprowadzona także po wiaduktach, nasypach i wąwozach drążonych w skałach na potrzeby kolei.

Pierwotnie linia kolejowa była projektowana pod transport towarowy. Jednakże – ponieważ została poprowadzona po bardzo atrakcyjnym widokowo i turystycznie terenie Gór Sowich – szybko stała się atrakcją turystyczną. Przyjeżdżający turyści zachwycali się nie tylko krajobrazami, ale także pobliską twierdzą w Srebrnej Górze oraz samą trasą – poprowadzoną m.in. wysokimi (do 30 metrów wysokości) wiaduktami. Dziś na ścieżce dydaktycznej „Zębatej” możemy podziwiać m.in. odremontowany Wiadukt Żdanowski (na którym przygotowano ściankę do wspinaczki), a także Wiadukt Srebrnogórski, którym także można przejść, choć nie posiada on zabezpieczających barierek oraz Wiszący Wiadukt.

Warto jeszcze wspomnieć skąd w nazwie kolei słowo „zębata”. To wynik jednego z unikatowych rozwiązań technicznych, które zastosowano. Otóż, dla bezpieczeństwa na stromych odcinkach zamontowano trzecią, zębatą szynę! „Współpracowała” ona z zębatym kołem w lokomotywie umożliwiając powolne pokonanie stromych odcinków.

Niestety kolej padła ofiarą wielkiego kryzysu. Jego skutkiem była m.in. mniejsza ilość turystów. Kolej stała się nierentowna i została zamknięta już w 1931 r. i rozebrana w 1934 r. Aż szkoda, że ogromny wysiłek, z jakim była budowana poszedł na marne.

Została nam za to bardzo malownicza trasa, którą warto przejść się wybierając na jednodniową lub dłuższą wycieczkę do Srebrnej Góry. Bo choć twierdza srebrnogórska to wyjątkowy i ciekawy zabytek, to na niej atrakcje regionu (i najbliższej okolicy) się nie kończą. Ścieżka dydaktyczna „Zębata” zaczyna się tuż przy twierdzy i prowadzi w stronę Fortu Ostróg.

Przy okazji to świetna trasa dla osób szukających ciszy i spokoju na szlaku, gdyż mimo niewątpliwego uroku, nie jest tak zatłoczona jak sztampowe hity turystyczne w stylu Śnieżki czy Szrenicy 😉 A naprawdę warto.

No to jeszcze fotki na zachętę:

Wąwóz drążony na potrzeby Kolei Srebrnogórskiej
Wąwóz drążony na potrzeby Kolei Srebrnogórskiej
Wiadukt Srebrnogórski
Wiadukt Srebrnogórski – przejście
Wiadukt Żdanowski
Wiadukt Żdanowski – przejście

Pierwszy długi jesienny weekend

W listopadzie zazwyczaj mamy do czynienia z dwoma długimi weekendami. W tym roku pierwszy z nich przypada w większej części na końcówkę października, ponieważ 1 listopada to poniedziałek. Kolejny długi weekend będzie naprawdę długi – od 11 do 14 listopada!

Od wielu osób słyszałem opowieści, z jakich to oni pięknych stron pochodzą. Już od jutrzejszego popołudnia będzie okazja je odwiedzić. To gdzie zmierzacie? Po jakich górkach, równinach, nizinach, lasach, okolicach będziecie spacerować czy jeździć w najbliższy weekend? Chętnie poczytam w komentarzach 🙂 Może to będzie zachęta do odwiedzenia jakiegoś regionu…

Pałac w Bożkowie

Można by rzec, że w Polsce aż roi się od zamków i pałaców. Są one jednak w różnym stanie. W jednych znajdziemy muzea, w innych hotele, w jeszcze innych posiadłości prywatne, po prostu mieszkania przydzielone gdzieś tam w latach 40. czy 50. Sporo znajduje się w opłakanym stanie, inne stanowią tzw. trwałą ruinę (zabezpieczoną, ale nie będą odbudowywane, bo nie ma takiej możliwości). Wybierając się gdzieś w podróż, warto sprawdzić, czy gdzieś w pobliżu drogi, którą będziemy przejeżdżać, nie znajduje się coś ciekawego, przy czym warto by się zatrzymać. Dziś chciałem napisać parę słów o pałacu w Bożkowie.

Odnoszę wrażenie, że pałac w Bożkowie ma podobny problem jak (były) klasztor w Lubiążu – jest ogromny, co powoduje kosmiczne koszty remontu, a ponadto znajduje się w miejscu oddalonym od dużych miast – za daleko na spotkania biznesowe czy kolacje firmowe. Oba obiekty mimo zaangażowania wielu ludzi i jakichś tam środków, nadal nie są wykorzystywane tak, jakby na to zasługiwały, a i końca tych remontów nie widać.

Gdzie znajdziemy to cudo? Na Dolnym Śląsku, w sumie niedaleko od Kłodzka.

Jak stary jest pałac? Został wybudowany w XVI w. przez hrabiego von Magnisa i przebudowywany przez jego potomków pod koniec XVIII i na początku XIX w. Jeszcze w 1930 r. przebudowano elewację na klasycystyczną. Po II wojnie pałac przeszedł na własność skarbu państwa (a od 1999 starostwa), ale przez wiele lat o dziwo znajdował się w dobrym stanie. W pałacu działały różne szkoły rolnicze, był remontowany. Zaczął popadać w ruinę dopiero pod koniec XX w.

W 2005 r. starosta kłodzki sprzedał pałac prywatnemu inwestorowi za 2,5 mln zł! Po 5 latach ten odsprzedał go dalej.

Ciekawostką jest, że ten olbrzymi barokowo – klasycystyczny zamek odwiedzili m.in. J.Q. Adams – późniejszy prezydent USA (był też na Orlicy, o czym przypomina pamiątkowy obelisk) oraz królowie Prus. Kręcono tam też liczne filmy – jeden nawet w ostatnią niedzielę, kiedy odwiedziłem obiekt.

Dorzucam poniżej kilka fotek i szczerze polecam.