Zakupy w necie

W zeszłym miesiącu „rzuciliśmy” się na zakupy w necie. Konkretnie na zakupy rolek. Zaczęło się od tego, że okazało się, że Młody będzie potrzebował nowe w przyszłym sezonie, a żona stwierdziła, że teraz są wyprzedaże, więc skorzystajmy. A jak już zaczęliśmy szukać, to wyszło na to, że wszyscy mają ochotę na coś nowego, bez względu na to czy jeżdżą na tych rolkach raz w roku czy częściej… Niestety w sklepach stacjonarnych naszej okolicy nie ostały się żadne pasujące na nas fajne modele, więc zdecydowaliśmy się na zakupy w sieci.

Ufff… Trwało to i trwało i lekko nie było. I to broń Boże nie z powodu sklepów internetowych. O nie, te wykazały się dużą wyrozumiałością i cierpliwością. Po prostu my mieliśmy zaćmienie. Po pierwsze i przede wszystkim nigdy nie kupujemy w sieci butów, bo wiadomo, że rozmiar swoją drogą a wygoda swoją. No chyba, że przymierzymy w stacjonarnym, ale z jakichś powodów w nim nie kupimy, to ok. Ale tu nagle wystartowaliśmy z zakupem rolek, które wcale nie łatwiej dobrać niż buty… Fuksem rolki Młodej i Młodego okazały się strzałem w 10. Ponoć idealny rozmiar, nic nie ciśnie, nic nie lata. W dodatku regulowane, więc „przyszłościowe”.

U mnie okazało się, że to w ogóle nie ten model. Wymieniłem na inny, ale też nie bardzo pasował. Dopiero trzeci okazał się ok. A właściwie: OK. Z żoną było tak, że przysłany rozmiar uznała za zbyt mały, choć model jej się spodobał. Wymieniła więc na większy, który okazał się dużo za duży. Ostatecznie doszła do wniosku, że ten poprzedni był jednak ok, a poza tym się rozciągnie, więc chce go z powrotem… I ponoć, po dwóch jazdach jest dobrze… Zakupy w necie może i są fajne, pod względem wyboru i ilości towaru (i możlwości odesłania go), ale wszystko razem zajmuje sporo czasu.